Spontaniczny przejazd, planowany na bieżąco z uwzględnieniem przemieszczających się na horyzoncie chmur deszczowych. Niby ciepło ale wiatr dość chłodny. Powrót akurat chwilę przed krótkim ale intensywnym deszczem.
Dziś tu i tam , jak wyszło, bez planu. Tzn. plan był ale uległ zmianie na bezplan przez wiatr i zmienną aurę. Sporo szutrów i leśnych dróg ale i tak było fajnie.
Do południa w miarę ciepło i sucho, zza chmur wygląda słońce, powiewa umiarkowany wiatr. Początek bez planu, przed Żeliszowem telefon do Nahtah i okazuje się, że są wraz z Dudysią kilka kilometrów przede mną. Spotykamy się w Pałacu w Brunowie i stamtąd już razem utartymi szlakami w kierunku Raciborowic. Powrót pod wiatr w pośpiechu by zdążyć przed nadchodzącymi , na szczęście niewielkimi opadami. Wreszcie jakiś w miarę sensowny dystans udało się zrobić. W towarzystwie kilometry jakoś szybciej licznik zlicza.
Plany na dziś były nieco inne, ale jak to czasem bywa, zostały skorygowane. Tak więc, pomysł na szybko - Lubomierz , trochę już zapomniany oraz dalsza trasa obejmująca kolejne miasta - planowana już na bieżąco podczas jazdy. Pomiędzy Mierzwinem i Bolesławcem krótka pogawędka ze SKY1967 i przy okazji regeneracja sił. Dzień słoneczny, choć czasem, dość chłodny, zachodni wiatr przypominał, że to jeszcze wiosna w kalendarzu.
Pierwsza setka w tym sezonie. Odcinek Lubań - Kliczków - bajka. Kliczków - Dąbrowa Bolesławiecka - już nie to co było. Kraśnik - Kruszyn - katastrofa. Kruszyn - Iwiny - walka z wiatrem.